poniedziałek, 1 stycznia 2018

Kim jest cyniczny networker?

Skończyłam niedawno książkę Kuby Szredera "ABC projektariatu. O nędzy projektowego życia". Ponad miesiąc temu wspominałam już o tej publikacji, w tym o definicji artyzolu, jaką podaje autor. 

Jestem praktykiem i, choć rozważania pisane językiem naukowym nie są moją ulubioną lekturą, podzielę się z Wami kilkoma terminami i wrażeniami z tej książki. Z góry przepraszam tych bardziej wrażliwych i pozdrawiam wszystkich, którzy opowiadali mi o swoich spotkaniach z cynicznymi networkerami.
  • W części pierwszej pt. "ABC projektariatu" autor wyjaśnia znaczenia terminów, które są dla niego istotne. Jest wśród nich koopetycja (s. 60-62). To słowo oznacza hybrydyczne strategie biznesowe łączące elementy współpracy i konkurencji. Każdy projektariusz musi nie tylko zapewnić sobie dostęp do projektów, musi też nawiązywać kooperacyjne więzi ze swoimi konkurentami. Współpracownicy z jednego projektu, konkurują ze sobą o ograniczone zasoby, możliwości, projekty. A jednak ludzie współpracują także poza projektami - dzielą się pomysłami, budują zaufanie. Tworzą sieć własnych kontaktów w ogólnej sieci sztuki, kultury, projektów. Abo w biznesie czy sporcie.
  • Umiejętność nawiązywania i utrzymywania kontaktów jest w tym kontekście bezcenna. Networker (s. 76-78), który wie gdzie, z kim i kiedy warto bywać, bo bywają tam inni bywalcy, a gdzie lepiej się nie pokazywać, bo nic na tym nie zyska - doskonale sobie radzi w świecie sieci - zapewnia sobie podłączenie do obiegu i możliwości. Bywa w "bywalniach", wyczuwa pismo nosem i płynie z prądem. Przekazuje okrojone i lekko zmodyfikowane informacje. W końcu nie tyle bywa, co staje się osobą, z którą warto bywać. To marzenie początkujących bywalców. Ale na bywaniu zarabiają nieliczni. Dlatego o odpowiednią pozycję w sieci toczą się boje. Często dochodzi do zachowań nieeleganckich, nieetycznych, do cynicznego wykorzystywania własnej pozycji w sieci do maksymalizacji własnych korzyści. Szkoda czasu na pracę, która nie jest bywaniem albo i brak umiejętności niezbędnych do realnej pracy. Networker jest ciągle w ruchu, więc trudno by był tam, gdzie w danym momencie jest właśnie potrzebny. Zapewnia jednak reklamę projektowi. Bywa irytujący, gdy przypisuje sobie zasługi będące efektem grupowego wysiłku. "Dzięki swojej widoczności w obiegu networker nieraz bowiem otrzymuje premię za widoczność, której często pozbawieni są ciężko pracujący, a mniej obyci projektariusze".
  • W części 2 pt. Dialogi, w rozmowie z Gregorym Scholette'em pt. "Upolitycznić ciemną materię*" znajdziecie skróconą odpowiedź na pytanie: "Jaki jest wkład większości bezimiennych twórców w sztukę w jej obecnym kształcie? Jak przyczyniają się do jej reprodukcji?". Rozmówcy podejmują kwestię wyzysku i sposobu, w jaki osiąga się sukces.  Po cytatach, które przytoczyłam poniżej, widzimy rozważania, co by się stało/co już się w pewnym stopniu dzieje, kiedy ta szara strefa twórcza nabierze wystarczająco dużo pewności siebie, żeby zacząć się samorealizować czy samowaloryzować, żeby wyjść z cienia i tworzyć samoorganizujące się sieci.
Mimo, że masy "zbędnych" artystów są niezbędne do reprodukowania się świata sztuki, ich obecność jest naturalizowana. Większość osób, które uczęszcza do szkół artystycznych, jest z góry skazana na porażkę. Nigdy nie będzie im dane w pełni rozwinąć się artystycznie, ale muszą pozostać na tym etapie, żeby system mógł funkcjonować, utrzymać się i powielać.  (s. 224)

Większość tworzonej sztuki i kultury nie jest widoczna, aczkolwiek wciąż jest niezbędna dla istnienia widzialnego świata sztuki. (s. 225)

* ciemna materia (Kuba Szreder za fizykami, s. 225) to ciemna materia (w odróżnieniu od materii we wszechświecie), która choć jest niewidzialna, to stanowi 95% masy wszechświata.
  • A oto, czym się omawiana książka kończy (ostatnie słowa wywiadu zatytułowanego "Projektariat fabryki sztuki", który autor przeprowadził z Joanną Figiel, s. 277):
(...) w polskiej kulturze i sztuce o zarobkach, warunkach pracy czy kontraktach w zasadzie w ogóle się nie rozmawia. Nawet w instytucjach publicznych takie dane zwyczajowo są utajnione. Chyba najwyższy czas, żeby ten stan rzeczy uległ zmianie.

Podsumowując dzisiejszy post, chcę zwrócić uwagę na to, że nie musimy się stawać wirtuozami projektów. Nie musimy być też networkerami ani konstruować własnej kariery na budowaniu prestiżu cynicznych networkerów. Generalnie uważam, że projekty pełnią rolę użytkową i powinny nas prowadzić do zmniejszania problemów, które nam albo zidentyfikowanemu przez nas otoczeniu przeszkadzają. To nie sam projekt jest celem, tylko to, co możemy poprawić. Nie zawsze trzeba pozyskiwać duże pieniądze z zewnętrznych źródeł finansowania. Czasem wystarczy po prostu dobrze się zorganizować po tym jak dostrzeżemy realną potrzebę i sposób, by ją zaspokoić. Wspaniale byłoby też, gdyby wszyscy uczestnicy procesu poprawy mogli się cieszyć z sukcesu. Życzę Wam porządnych ludzi na Waszej projektowej drodze.


Kończąc ABC projektariatu wspomniałam swój dawniejszy zachwyt tekstami Andrzeja Waligórskiego. Nie potrafię nie przytoczyć chociaż fragmentu. Oby poniższe nie dotyczyło Was, ani Waszego otoczenia projektowego i nie tylko. W Nowym Roku życzę Wam prawdziwych okazji do wspólnego świętowania :)

Andrzej Waligórski: Z cyklu: Bajeczki Babci Pimpusiowej: 

Walczył orzeł z sępami, aż obrósł w legendę.
Niestety - przy okazji podłapał też mendę.
Wszyscy pytają orła: - Jak walczyłeś? Świergol!
A menda w krzyk: - Spuściliśmy tym sępom wpierdol!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz