wtorek, 3 kwietnia 2018

To chyba jakieś... jaja

Klęska urodzaju... uczestników dorosłych. Tak chyba można określić to, co zdarzyło się w Piekarach Śląskich. Na terenie Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji przygotowano dla dzieci świąteczne szukanie jajek. Dla setki dzieci przygotowano 400 jajek niespodzianek. Ale dzieci nie przychodzą same. Dorośli mieli nie wchodzić na miejsce zabawy, ale nie udało się ich powstrzymać. Niektórzy wynosili po kilkadziesiąt jaj. Wiele maluchów musiało wrócić z pustymi rękoma.

Wiceprezydent miasta Krzysztof Turzański skomentował sytuację na swoim blogu i pokazał wpis na  Facebooku: To chyba jakieś... jaja (i to nieświąteczne). Gorzej niż na promocji w Lidlu...

Pod koniec wpisu na blogu możecie obejrzeć nagranie "biegu" po jajka. Można się domyślać, że pierwszych w tym wyścigu nie sfilmowano, bo potencjalni operatorzy nie przewidzieli takiej determinacji rodziców, szczególnie pierwszej mamy, która weszła jako pierwsza z dziećmi i wyniosła pół reklamówki czekoladowych jajek.

Organizatorom jest przykro, ale nie zamierzają porzucić pomysłu. W przyszłym roku wprowadzą nowe zasady, których przestrzegania łatwiej będzie upilnować. Już zaczynają zbierać plastikowe wnętrza jajek niespodzianek. W kolejnej zabawie dzieci będą szukać takich "żółtek", które potem wymienią na pełne jajka. Będzie wprowadzony limit zapewne na jedno dziecko. To oznacza więcej pracy organizacyjnej, ale łatwo będzie można "wyeliminować" rozentuzjazmowanych dorosłych. Gratuluję pomysłu tegorocznego oraz pomysłów na przyszłe ulepszenia :)


Informacje znalazłam we wpisie Piotra Kalsztyna.


Nie raz słyszałam narzekania na moje przewidywanie problemów w różnych projektach. Czy nie lepiej im profilaktycznie zapobiegać niż później naprawiać skutki braku wcześniejszej analizy?

W moim domu problem się zdarzył w te Święta odwrotny niż w Piekarach. Osoba, która pierwsza znalazło jedno z jajek niespodzianek - schowała je w innym miejscu, by to kolejne osoby miały, co szukać. Tego nie przewidziałam. Błędem okazało się też to, że teksty napisane na karteczkach przy niespodziankach za mało rzucały się w oczy. Znalazca tekstu nie zauważył, nie wiedział, że to początek zabawy (jedno jajko odsyłało zagadkami do następnych skrytek) i robił psikusa "Zającowi", który wcześniej niezbyt dokładnie schował niespodziankę. Ostatecznie wszystkie niespodzianki wykryto, ale jeszcze nie zdążyliśmy ich wszystkich (wspólnie) zjeść. I tak byliśmy "lepsi" niż 2 lata wcześniej. Wtedy jednego zająca (czekoladowego) w ogrodzie znaleźliśmy dopiero po kilku miesiącach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz