Kilka godzin po tym, jak napisałam post zatytułowany "Nie idź tą drogą", dostałam dokładnie takie ostrzeżenie w newsletterze Pawła Tkaczyka. A właściwie w artykule, który sam przytaczał, a pisał o współpracy blogerów z firmami pt. "Jak proponować współpracę kiedy mam mały blog?" Przekonywał, że nie sprzedaje się wtedy bloga, tylko pracę blogera, której wartość zazwyczaj sam bloger zaniża, bo ją po prostu lubi... Ten blog niczego nie sprzedaje, ale zdarza mi się szkolić komercyjnie na temat pozyskiwania środków na projekty.
Sprzedaje się coś po to, żeby zarobić - przeważnie. A jeśli praca sprawia nam przyjemność, trudno uwierzyć, że ktoś mógłby za nią chcieć płacić, szczególnie dużo płacić. łatwo wtedy przegrać w negocjacjach z samym sobą:
"Wyobraź sobie, klient wysyła Ci zapytanie o stworzenie witryny
internetowej. Twoja własna wycena (zaniżona, pamiętaj!) brzmi: 2.000 zł.
Ale wchodzisz na dotychczasową stronę klienta (obraz nędzy i rozpaczy) i
myślisz „To mała firma, nie znają się na internecie, mail w domenie
neostrada.pl z nazwiskiem właściciela, pewnie nie widzą wartości w tej
stronie, nie dadzą za nią 2.000 zł. Zaproponuję 1.500.” Bum, właśnie straciłeś 500 zł na negocjacjach z samym sobą. Zanim jeszcze wysłałeś maila!"
To cytat z artykułu Pawła Tkaczyka o tytule, którym nazwałam ten post. Obrazek też jest stamtąd.
Zatem, czy nie możemy sprzedawać pracy którą lubimy? Niezupełnie, możemy przecież znaleźć kogoś innego, kto to zrobi za nas - to wniosek Pawła Tkaczyka. A dobrze jest móc czerpać przyjemność z pracy.
Jaki to wszystko ma związek z projektami?
Zatrudniamy ludzi w projektach albo sami jesteśmy w nich zatrudniani. Wtedy trzeba szacować wartość ich pracy, by ją umieścić w budżecie. W projektach krajowych zazwyczaj trzeba się trzymać stawek krajowych za daną usługę. W projektach unijnych trzeba zbadać rynek, albo nawet przeprowadzić przetarg. I móc przedstawić dowody takich działań. Znam sytuację, kiedy zatrudniający odpowiedział na pytanie kontrolera: "Nie trzeba było badać, bo tutaj i tak nie było nikogo innego, kto byłby w stanie to wykonać". I musiał zapłacić karę - czyli oddać część grantu. Oczywiście to zamawiający oddawał pieniądze Unii - z odsetkami jak za zaległości podatkowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz